To był dzień jak co dzień.
Stiles wracał uśmiechnięty do domu do dość ciężkim dniu szkoły, jednak to nie mogło zepsuć mu humoru, bo wiedział, że w domu czeka na niego Derek. Starszy zawsze czekał na Stilesa, gdy wiedział, że szeryfa nie będzie w domu. Potem resztę dnia spędzali razem. Oglądali mecz lub inne programy, rozmawiali lub po prostu leżeli przytuleni do siebie w ciszy.
Takie popołudnia Stiles lubił najbardziej. Silne ramiona Dereka oplecione wokół jego chudego ciała dawały mu poczucie bezpieczeństwa.
Kochał to. Kochał mieć Dereka przy sobie. Mimo, że Derek nie odnosi się zbytnio ze swoimi uczuciami, nawet gdy są sami, Stiles'owi wystarcza sama jego obecność.
Nawet myśl o nim sprawia, że chłopak przeszedł by dla niego przez piekło. Faktycznie ostatnie miesiące były niczym piekło, jednak Stiles wiedział, że może liczyć na Dereka, że zawsze przyjdzie by go ocalić.
I te zielone oczy.
Te oczy, w które Stiles kochał patrzeć.
Te głębokie oczy pełne tajemnic i bólu.
Te oczy, które z każdym dniem wydają się szczęśliwsze.
Te oczy, w których Stiles może odczytać jaką wielką miłością darzy go Derek.
Te usta.
Te malinowe, delikatne usta, których dotyk Stiles kocha i z każdym dniem pożąda.
Te usta, które nie mówią zbyt wiele.
Te usta, które i może wypowiadały złe decyzje, teraz należą tylko do Stilesa.
Te ramiona.
Te silne ramiona, które zniosły tyle bólu i cierpienia.
Te ramiona, w których Stiles uwielbiał się zagubić.
Te ramiona, które zawsze go ochronią.
Derek. Tylko Derek. Cały On należy do Stilesa. Cały On sprawia, że Stiles czuje się wyjątkowy.
Stiles wszedł do domu i ujrzał Alfę leżącego na jego kanapie. Odłożył swój plecak w kąt pokoju i poszedł do niego, kładąc się w jego silnych ramionach. Derek objął go, przyciągając do siebie i leżeli... Stiles wiedział, że to popołudnie będzie jednych z jego ulubionych.