Pospiesznie wsiadł do Jeepa i wyjechał z lasu nie oglądając się za siebie.
Było już ciemno, a łzy, które nadal spływały po policzkach Stilesa, dodatkowo zasłaniały widok na drogę. Chłopak nie mógł wyrzucić z głowy kłótni z Derekiem, która odbyła się nie tak dawno temu. Miał dość tego, że Derek nie potrafił wyrazić uczuć co do niego, przez co Stiles czuł się jak zabawka. Najgorsze było to, że go kochał i nie potrafi bez niego żyć.
Myśląc o tym, Stiles zagapił się i wpadł w poślizg. Jedyne co zobaczył to oślepiające światło zmierzające w jego stronę.
Derek chodził w kółko po pokoju, zastanawiając się nad zadzwonieniem do Stilesa. Żałował tych wszystkich słów, które padły podczas kłótni z nim.Wiedział, że Stiles jest zwykłym nastolatkiem, który pragnie miłości, ale nie był pewny, czy potrafi mu to zapewnić. Wiedział też, że nie potrafi bez niego żyć.
Przeklął pod nosem i wybrał numer młodszego chłopaka.
Po kilku sygnałach odebrał telefon.
- Stiles przepraszam Cię, ja....
- Halo? - usłyszał obcy, kobiecy głos.
- Gdzie Stiles? - zapytał zdenerwowany zaciskając pięści.
- Pan Stilinski miał wypadek, jest teraz na operacji, czy jest pan krewnym?
- Nie.
- W takim razie nie mogę udzielić panu dalszych informacji.
Derek powstrzymując nabierające się łzy jechał do szpitala w Beacon Hills.
''To moja wina, tylko i wyłącznie moja'' - powtarzał jak mantrę. Gdyby pobiegł za nim, jego ukochanemu Stiles'owi nic by się nie stało. Mógł go powstrzymać, ale tego nie zrobił.
Gdy dotarł do szpitala, wbiegł do środka nie zwracając uwagi na potrącanych ludzi. Chciał tylko zobaczyć Stilesa.
- Derek! - rozpoznał głos Scotta i szybko do niego podbiegł.
- Co z nim?
- Przez chwilą skończyli go operować. Jego stan jest stabilny, ale zapadł w śpiączkę. - odpowiedział Scott.
Przez ostatni miesiąc Derek każdego dnia czuwał przy Stiles'ie. Choć chłopak go nie słyszał, ten opowiadał mu wydarzenia, jakie mają miejsce w Beacon Hills.
Ojciec Stilesa za każdym razem obserwował go, gdy ten odwiedzał szpital.
Derek wiedział, że sheriff obwinia go o to, co przydarzyło się jego synowi i nie ma mu tego za złe. Starał się skupić tylko na bezbronnym Stiles'ie leżącym bez życia na szpitalnym łóżku. Jego serce krajało się na ten widok. Jednak musiał być silny. Musiał być silny dla Stilesa.
Dni Dereka zlewały się, ale ten dzień był wyjątkowy. Gdy tylko wszedł do szpitala napotkał uśmiechniętego Scotta zmierzającego w jego stronę.
- Obudził się!
Te dwa słowa sprawiły, że Derek zamarł. Nie wiedział czego się spodziewać, a po jego głowie przeszły myśli, że Stiles już nigdy więcej nie będzie chciał go widzieć. Tego Derek bał się najbardziej.
Stał przed zamkniętymi drzwiami pokoju, w którym leżał Stiles i nie wiedział co ma zrobić. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradnie.
- Wejdź. Czeka na Ciebie. - zachęcił go Isaac.
Derek niepewnie wszedł do środka. Na środku szpitalnego pokoju leżał posiniaczony i poobijany Stiles. Na jego widok w oczach Dereka zaczęły gromadzić się łzy. Lecz gdy tylko spojrzał na jego twarz, ujrzał ten przepiękny uśmiech, który tak kochał.
- Cześć Derek.
- Stiles ja... ja... przepraszam...
- Derek... To nie twoja wina. Nie potrzebnie poruszałem ten temat....
- Miałeś rację....
- Co?
- Nie jestem ideałem, ale daj mi drugą szansę... Kocham Cię Stiles.
- Ja Ciebie też Derek.
Podszedł do młodszego chłopaka i delikatnie przytulił go
- Już nigdy nie dam Ci odejść....
................................................................................................................................................................
Robię się w tym coraz gorsza....
No cóż.... Udało mi się coś napisać na kompie siostry, bo dopiero w przyszłym tygodniu odzyskam swój....
Komentujcie miśki ;D
Bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńDerek był taki smutny i cierpiący biedaczek
Choć liczę na jakąś dłuższą historię